Nowy „obrońca” doktryny Kościoła

 

            Niezmiernie rzadko, ale zdarza się, że do ręki wezmę Newsweeka i oto w numerze 29 tego tygodnika natknąłem się na artykuł p. Szymona Hołowni zatytułowany „Radio Kalevala”, którym p. Hołownia podający się za publicystę katolickiego nie zostawia przysłowiowej suchej nitki na Radiu Maryja, o. Dyrektorze, a nawet Biskupach, którzy głosili homilie i konferencje podczas niedawnej XV Pielgrzymki Rodziny Radia Maryja na Jasną Górę.

            Postanowiłem dowiedzieć się co nieco na temat osoby p. Sz. Hołowni, jakie ma wykształcenie teologiczne, które dawałoby mu prawo do ferowania takich opinii i pouczania biskupów i kapłanów o tym, co mają mówić w kazaniach. W Internecie znalazłem jedynie informację o tym, że jest to człowiek młody (1976 r. urodzenia), który dwukrotnie zaczynał nowicjat u oo. Dominikanów oraz z jakimi gazetami współpracuje (m. in. Gazeta Wyborcza, Newsweek, Tygodnik Powszechny i inne). Nie wiem, czy p. Hołownia ukończył jakieś studia teologiczne uwieńczone magisterium jeśli tak, to lepiej niech publicznie nie mówi jaka to uczelnia, bo swoimi wypowiedziami chluby jej nie przynosi.

            Wspomniany artykuł autor rozpoczyna od kąśliwej informacji, że po pielgrzymce Rodziny Radia Maryja na Jasnej Górze odbył się zjazd egzorcystów, którzy jakoby musieli „ten duchowy bałagan posprzątać”. No cóż, trudno oczekiwać od kogoś kto współpracuje z Gazetą Wyborczą (czytaj Wybiórczą) i Tygodnikiem Powszechnym sympatii czy nawet obiektywizmu w ocenie Radia Maryja i jego o. Dyrektora. Jednak posądzanie o „dłubanie przy chrześcijańskich fundamentach”, opowiadanie ludziom „mrożących krew w żyłach historii rodem z fińskiej Kalewali czy innych skandynawskich mitologii” oraz „dyrdymałów o gościach idących w kostiumie chrześcijańskim, niosąc truciznę laicyzmu” biskupów i kapłanów, którzy podczas wspomnianej pielgrzymki głosili homilie, to już gruba przesada! Odnośnie do ostatniego cytatu to warto przypomnieć p. Hołowni, że Ktoś już znacznie wcześniej mówił: Strzeżcie się fałszywych proroków, którzy przychodzą do was w owczej skórze, a wewnątrz są drapieżnymi wilkami (Mt 7, 15). Czy On też według p. Hołowni mówił „dyrdymały”?!

            W dalszej części swojego artykułu p. Hołownia oburza się, że jeden z kaznodziejów nazwał Matkę Najświętszą „założycielką, dyrektorką i największą dziennikarką” (zachowałem oryginalna pisownię z małych liter). Może warto by było, aby nasz publicysta pseudo-katolicki sprawdził, jak Maryję nazywali choćby św. Jan Bosco, czy św. Maksymilian Kolbe. Dla nich również Maryja była Założycielką i Dyrektorka wspólnot i dzieł, które animowali.

            Kolejna sprawa, która spowodowała, jak stwierdza p. Hołownia że „milczeć dłużej się nie da”, to porównanie tego, co spotkało arcybiskupa Wielgusa do nowego ukrzyżowania. Pomijam sprawę tego, kto uczynił p. Hołownię sędzią Abpa Wielgusa (i w ogóle czymkolwiek sędzią)? Ale nawet moi znajomi, którzy „Panu Bogu się nie naprzykrzają” i są dość krytyczni w stosunku do hierarchii Kościoła, stwierdzili, że to co i jak zrobiono Arcybiskupowi Wielgusowi, to prawdziwa droga krzyżowa i męczeństwo, tym bardziej, że z czasem wychodzą na jaw nowe fakty o manipulacji jakiej się dopuszczono na Jego osobie.  Ja ze swej strony dodałbym, że Abpa Wielgusa nie tylko, że ukrzyżowano, ale w dodatku na jakim krzyżu!? Tym krzyżem była Gazeta Polska i telewizja TVN, w której p. Hołownia tak chętnie i często występuje i która to stacja kreuje go na autorytet moralny, jakby w Polsce nie było profesorów etyki czy teologii moralnej, którzy są kompetentni wypowiadać się omawianych kwestiach. Jednak, no cóż, oni może nie mówiliby, tak jak p. Hołownia tego, co chce usłyszeć kierownictwo TVN-u.

            Pan Hołownia sugeruje, że Ewangelia głoszona z wałów Jasnej Góry „jakoś dziwnie pachnie” i że on pozostanie „przy starej ewangelii”. A jakaż to jest „stara ewangelia” p. Hołowni? Czego chciałby słuchać p. Hołownia w kazaniach? Z pewnością mają to być słodko-mdłe kazania, w których tematem wiodącym będzie mówienie słuchaczom jacy, to oni są wspaniali, cudowni i dobrzy, a nawet jeśli zgrzeszą, to Pan Bóg i tak im wybaczy jakby w Ewangeliach była tylko przypowieść o synu marnotrawnym. Nie daj Boże poruszyć tematy moralne: czystości przedmałżeńskiej, aborcji, eutanazji, prawdy, wolności (tej właściwie pojętej) czy homoseksualizmu. A już absolutnie biskupi i księża nie mogą w swoim nauczaniu używać słowa „Żyd”. Słowo kategorycznie zakazane!!! Nasi starsi Bracia w wierze, zawsze byli, są i po wieki wieków będą dobrzy, cudowni i w ogóle naj… Jednym słowem mają to być kazania „uczesane”, delikatne, przy których dobrze się śpi, które nie będą niepokoić „delikatnych” i „demokratycznych” sumień, a tematy do ich głoszenia najlepiej czerpać z Tygodnika Powszechnego, który niedawno wykupiła grupa ITI.

            Jednak na kartach Ewangelii Jezus Chrystus nie zawsze jest „grzeczny”. Ewangelie nie składają się tylko z przypowieści o miłosiernym samarytaninie i marnotrawnym synu. Pan Jezus nie tylko uzdrawia, głaszcze dzieci i wybacza grzechy kobiecie upadłej. Ten sam Chrystus w furii gniewu bierze bicz do reki i leje gdzie popadnie kupców w świątyni i wywraca ich stoły. To On stwierdza: „kto by się stał powodem grzechu dla jednego z tych małych, którzy wierzą we Mnie, temu byłoby lepiej kamień młyński zawiesić u szyi i utopić go w głębi morza” (Mt 18,6). To właśnie ten Chrystus mówiąc do swoich uczniów porównuje tych którzy nie chcą słuchać i wypełniać jego nauki do psów i świń: „Nie dawajcie psom tego, co święte, i nie rzucajcie swych pereł przed świnie, by ich nie podeptały nogami, i obróciwszy się, was nie poszarpały” (Mt 7,6). Chrystus stawia przed swoimi wyznawcami konkretne wymogi. Chrześcijaństwo to religia miłości miłosiernej, ale i wymagającej.

            Radzę p. Hołowni poczytać kazania i homilie wielkich świętych i Doktorów Kościoła, którzy aby poruszyć sumienia swoich słuchaczy używali sformułowań i porównań o wiele bardziej drastycznych niż te, o których pisze nasz autor.

Kończąc swój artykuł p. Hołownia pisze: „zalatani katolicy powinni dziękować Panu, że nie zostałem księdzem. Natychmiast urządziłbym w parafii ekspiację, odtrutkę – godzina adoracji w ciszy dla tych, którym o uszy obiły się te retoryczne cuda”. Panie Hołownia, proszę wierzyć z tego powodu śpiewamy dziękczynne „Te Deum” i Pan też powinien dołączyć się do tego chóru. Bo gdyby zostałby Pan księdzem, to pewnie musiałby Pan założyć własny Kościół, aby głosić swoje „retoryczne cuda”. Jednak takie odstępstwo nazywa się schizmą, a tak pozostając na łonie Kościoła korzysta Pan z wolności (także słowa), której obrońcą zawsze był Kościół katolicki (w Islamie nie mógłby Pan pozwolić sobie na taką swobodę wypowiedzi), jednak proszę nie zapominać o odpowiedzialności za słowo. Historia Kościoła roi się od takich „reformatorów” i „naprawiaczy” Kościoła, którzy jednak najczęściej kończyli poza Kościołem.

 

 

Dk. Jacek Jan Pawłowicz